Jerzy Tadeusz Mróz, Z cyklu "Miejsca" 03

piątek, 28 czerwca 2013

Łańcuszek

Nigdy nie brałam udziału w łańcuszkach i prosiłam o brak nominacji.
Przełamałam się jednak jakiś czas temu, w ostatnim czasie z przyjemnością odpowiedziałam na niezwykle ciekawie postawione pytania, które sklonuję poniżej.
Skąd idea?

"Nominacja do LIEBSTER jest otrzymywana od innego blogera w ramach uznania za „dobrze wykonaną robotę”. Jest przyznawana dla blogów o mniejszej liczbie obserwatorów, więc daje możliwość ich rozpowszechnienia. Po odebraniu nominacji należy odpowiedzieć na 11 pytań otrzymanych od osoby, która cię nominowała. Następnie Ty nominujesz 11 osób (informujesz ich o tym) oraz zadajesz im 11 pytań. Nie wolno nominować bloga który Cię nominował."

Niestety nie posiadam 11 osób, które bym mogła nominować, więc łamiąc zasady, zapraszam do zabawy wszystkich, w tym Ciebie Absyncie, autorkę nietuzinkowych pytań ;)
Odpowiedziałam już w komentarzach pod Twoim wpisem, ale nie wszyscy tam musieli zaglądać, więc odpowiem też tutaj, do wglądu:

Pytania absyntowe:
1. Z czym kojarzą Ci się muchomory? :D
2. Z czym kojarzy Ci się absynt? :D :D
3. Strzyga czy rusałka? :D
4. Co na śniadanie jedzą krasnoludki? :D
5. Czy istnieje elf bagienny? :D

druga część pytań, już bardziej na serio:
6. Przyroda - tylko życie biologiczne, chemiczne fajerwerki itd. czy nadajesz temu inne znaczenie?
7. Czy w Twoim otoczeniu, w rodzinie opowiadało się (nie czytało) tradycyjne bajki, ludowe "opowieści", legendy?
8. Archetypy Junga, który przemawia do Ciebie najbardziej - niewinny, sierota, wędrowiec, wojownik, męczennik, mag? A może wolisz po prostu trickstera? :)
9. Jaką postać z "mitologii"/demonologii słowiańskiej kojarzysz najlepiej?
10. Baśń (bajka) z dzieciństwa, która zapadła Ci w pamięć.
11. Czy wierzysz w absyntowe wróżki? :D :D :D

Odpowiedzi gruszkowe:
1. No teraz, to prawie już tylko z Absyntovą ;)

A wcześniej kojarzyły mi się z pewną leśną przygodą, którą przeżyłam jako smark. Byłam na obozie dla zuchów w pobliżu jakiejś wsi w województwie lubelskim (tylko tyle pamiętam). Obóz umiejscowiony był w budynku publicznym, zapewne w szkole, a jako że były wakacje, to oddali nam go pod wynajem. Budynek stał obok ogromnego lasu, a wiecie jaki świat wydaje się ogromny oczami dziecka. Podzieleni byliśmy na małe drużyny wewnątrz zuchowej grupy i przyjaciółką z mojej drużyny wybrałam się w czasie wolnym na spacer po owym wielkim i zakazanym lesie. To nie był jeszcze czas telefonów komórkowych, żadna z nas nawet zegarka przy sobie nie miała, tylko swoje nogi i głowę. Spacer, jak się okazało, trwał 3 godziny, a to dlatego, że się zgubiłyśmy. Właściwie to sam fakt zgubienia się został przez nas zauważony dlatego, że zrobiłyśmy się głodne. Starając się odnaleźć ścieżkę prowadzącą do naszego budynku błąkałyśmy się letnim przepięknym popołudniem po urokliwym lesie, gdy w pewnym momencie napotkałyśmy wspaniałego, dorodnego muchomora leżącego na skraju jednej z nich. Urzeczone urodą owego, postanowiłyśmy się udać dalej ścieżką, którą on wskazywał i dobrze uczyniłyśmy, bo ścieżka prowadziła do celu ;)
Kurtyna.

2. Ze znienawidzonym przeze mnie anyżem, ale przede wszystkim z bohemą francuską, wzgórzem Montmarte, z bardzo gustownymi lampkami i łyżeczkami do picia, z zadymioną nocną kawiarnią, z domorosłymi artystami wystawiającymi się na małych francuskich ryneczkach, niestety nie ze Szwajcarią, a prywatnie to z szałwią

3. Oczywiście, że strzyga.
Przede wszystkim, to ze względu na swoje zęby. Po drugie to kocham stworzenia nieurodziwe. Po trzecie dlatego, że wg wierzeń właśnie przez swoją odmienność, brzydotę, wynaturzenie była tępiona, zabijana. A ja się, jak już wspomniałam wyżej lubuję we wszystkim co nie pasuje do reszty.
No i przywodzi skojarzenia wampiryczne, a na linii wilkołak-wampir jednak przeważa u mnie wampir.
Krew?

4. Jestem przekonana, że żywią się wyłącznie papierosami, dlatego, nigdy nie uda im się urosnąć. To mit powtarzany dzieciom, że żywią się jak ludzie bądź w innej wersji, że skoro są bajowe i pozytywne to nie mogą jeść nic szkodliwego. Aczkolwiek krasnoludkom tytoń nie szkodzi. Jeśli by analizować ich rynek gospodarczy, to pod względem ekonomicznym mogłoby konkurować z ludzkimi plantacjami tytoniu, no i nie każdy to wie, ale jakościowo ich wyroby przypominają fajkowe ziele hobbitów.

5. Ja myślę, że w mrocznej puszczy mnóstwo było bagien.
Poza tym skąd niby mają taką piękną cerę jak nie z błotnych maseczek?

6.Na przyrodę składa się u mnie wszystko, co Kant by określił mianem przyrodoznawstwa ;)

7. Nie, nawet się ich nie czytało.

8. A to pytanie jest o tyle ciekawe, że odpowiedzi na nie mogłabym udzielić w co najmniej kilka sposobów. Co znaczy przemawia do mnie, wolę?
Jeśli mam patrzeć przez pryzmat tego, co myślę o Jungu i o samej klasyfikacji, to podobnie jak przy każdym szufladkowaniu będę podejrzliwa, ale tylko dlatego, że dominuje u mnie wędrowiec ;) Sam fakt, że się automatycznie klasyfikuje działa tutaj jednak na korzyść.
Jeśli bym miała ocenić, która z postaci jest bardziej trafna, prawdziwa? To znów mogłabym podzielić. Najwięcej spotkałam w życiu sierot, nieco mniej niewinnych, ale jak już byli, to zapamiętałam ich dobrze, wędrowcy żyli często w swoich pustelniach, a jako że sama nim byłam/jestem to się mijamy, z wojownikami mam bardzo przykre wspomnienia, a czarodzieje, jako że najbardziej ich podziwiam i cenię, to relacje z nimi miałam również trudne ;P
Tutaj bym odpowiedziała tak, nie co mnie najbardziej przekonuje, tylko co najmniej - sierota.

Jeśli bym za punkt odniesienia miała brać siebie, to oczywistym jest, że wędrowiec, ale łamany ostatnio na czarodzieja. Udaje mi się kroczkami walczyć ze swoimi słabościami i ewoluować w wyższe stadium :)

9. Będzie ich kilka, i to tych typowych: baba jaga, wilkołak, wiedźma, bies, kikimora, mamuny, wampir, południca i północnica...
Najbardziej lubię dwie ostatnie.

10. Mały klaus i duży klaus, królowa śniegu, bajka iskierki

11. Nie muszę wierzyć, jako niewierny Tomasz potrzebowałam dowodu i oto mam, Absyntova przecież ;P

                                    (zdjęcie skradzione Absyntowej, przerobione przeze mnie)


Gruszkowe pytania:

1. Jaką masz grupę krwi ;D
(wyjaśnienie - pytam o to wszystkich, takie małe zboczenie)
2. Dlaczego wg Ciebie pamiętamy przeszłość a nie przyszłość?
3. Jesteś w stanie przypomnieć sobie jakąś spotkaną przez Ciebie dziurę czasoprzestrzenną bądź pętlę czasową i jeśli tak, to jak wyglądały?
4. Czas fizyczny czy metafizyczny?
5. W jaki sposób myślisz: słowa, obrazy, dźwięk, a może wszystko razem bez wyraźnej dominanty?
6. Najciekawszy sen, który przytrafił Ci się na jawie.
7. Jak interpretujesz napotkane w śnie kataklizmy pogodowe?
8. Czym się wyróżniałeś/łaś jako dziecko
(proszę nie pisać, że niczym, każde dziecko się czymś wyróżnia ;p)
9. Spróbuj opisać najpiękniejsze wrażenie kolorystyczne jakiego doświadczyłeś/łaś.
10. Jakie jest Twoje zdanie o neuroestetyce?
11. Przekonaj mnie, że piękno ma przewagę nad brzydotą. 


Kolor

Szykowałam się od dłuższego czasu do napisania porządnej rozprawy o kolorze.
Rozprawa miała być tylko dla mnie, dla uporządkowania myśli i wiedzy na temat. Miała uzbroić mnie w umiejętność opowiedzenie o kolorze bez żadnych wizualnych przykładów.
Niemniej jednak, po napisaniu i zebraniu wszelkich informacji postanowiłam zrobić do koloru aneks.
Aneks zamieszczam poniżej :)

Jako, że jestem artystką, studentką grafiki, patrzę na problematykę koloru przez pryzmat własnych prac. Konfrontując je z wiedzą oraz upodobaniami kolorystycznymi jakie posiadam zastanowił mnie pewien fakt. Pracuję w zupełnie innej palecie barw, niż ta która mi odpowiada u innych artystów.
Przepadam za tak zwaną szlachetną paletą kolorów, gdzie tony są mocno przełamane, brudne, niejednoznaczne.
Na myśl przychodzi mi ten okres pogodowy, kiedy jesień jest już ciężka, miasta i wsie są nagie, wszelkie życie obumiera i zwalnia, a każdy byt wyczekuje już tylko zimna. Mgła, wilgoć, ciężkie kroki, przytłumione światło, przebijające się przez spowalniające czas opary.
W tle rozpościerają się bure szarości, światło nie nasyca już nieba ołowiem, raczej będzie to przytłumiony grafit. Zgniłe zielenie, też są innym odcieniem gnicia niż miesiąc wcześniej, nie przywodzą na myśl wody, tylko bliższe są ziemi, brązom. W końcu za chwilę zamienią się w zmarzniętą grudę, bądź jeśli zdążą to w proch. Brak nasycenia potęguje rozbielenie świata w mgle, która go osnuwa. Z tej mgły i z tych mlecznych braków kontrastu formułują się bardzo płynne przejścia kolorystyczne pomiędzy kształtami. Nic nie jest wyraźne, wszystko jest powolne, nawet kolor zatapia się w czasie, jakby ukazywał się na rozciągniętych kliszach, z których każda nakłada się na kolejną i rozpuszcza jej bezpośredni wydźwięk. Od rozbielenia, do ciężkich szarości popołudnia, które również rozciągnięte, zagarnia sąsiadującą z nim dzienność. Noc jest cięższa, bardziej głucha, szczelnie wypełniona przez przydymione pomarańcze latarń, bądź żółcienie nabierające odcienia gołębiej szarości.

Taka jest paleta barw, którą lubię się otaczać, nad którą lubię myśleć i pracować, jednak efekty mojej pracy, nawet w otoczeniu tej złamanej szlachetności są zaskakująco wiosenne.

Zauważyłam u siebie tendencje do bardzo soczystych zieleni. Wszelkie soczystości też muszą być przełamane, ale są świeże, często chłodne i przede wszystkim lekkie.
Jeśli zieleń, to albo taka, którą spotkać można w świeżych, drobnych listkach drzew, jeśli chłodna, to ma w sobie coś szmaragdowego. Brązy, sąsiadujące z zieleniami nabierają niebieskawych odcieni, przy odpowiednich proporcjach zamieniają się w bardzo wiosenno-letnie szarości.
Krzykliwość używanych przeze mnie róży, czerwieni i oranży mnie najczęściej przeraża, podobnie jak kanarkowość żółcieni.

Niemniej jednak, zbierając to wszystko razem doszłam do bardzo pozytywnych wniosków dotyczących swojej osoby i swojej twórczości, jakkolwiek udana, bądź nie udana by była. Moja ekspresja jest bardzo bajkowa, optymistyczna, ale nie naiwna. Działa energetyzująco, wśród odbiorców, z tego co zdołałam zaobserwować wywołuje uśmiech, nie zamyślenie.

Moje życie umysłowe zatem odmienne jest od mojego życia artystycznego, i razem się uzupełniając tworzą pełnię, której mi przez cały czas w życiu brakło.
Pojmowałam kategorie myślenia i twórczości osobno, a gdy udało mi się wreszcie nawiązać pomiędzy nimi połączenie, okazało się, że wyszło mi z tego twórcze myślenie, które przydaje się we wszelkich dziedzinach, którymi się zajmuję i zamierzam poznać.

czwartek, 20 czerwca 2013

Wpis mający na celu reklamę i promocję obuwia.. wszelkiego. Tak właściwie to moich nowych sandałów.


Oto mój najnowszy zakup. Jest on dość nietypowy, dlatego, że zarówno moja szafa jak i obuwie były dotychczas utrzymane w kolorystyce dość ciemnej, wręcz czarnej. Jeśli nie ćwieki, to koronka, jeśli nie słupek to płaskie, jeśli nie jazzówki to japonki, jeśli nie elegancko to chociaż oryginalnie.

Nie wiem czy to jeden z dyskretnych objawów dojrzewania do myśli o nieuchronnym zbliżaniu się 30stych urodzin (które zaczęło ostatnio majaczyć na moim dwudziestokilkuletnim horyzoncie), czy następstwo kremowego nastroju, którego doświadczyłam po porannych zajęciach jogi, ale kupiłam obuwie dla siebie nietypowe. Jak widać na załączonym obrazku cieliste, nieformalne, na codzień, ale bez wszelkich udziwnień, na koturnie (ja na koturnie?), espadrylowate nieespadryle.
Tak teraz mi przyszło do głowy, że opiekowałam się ostatnio córeczką mojej przyjaciółki. 5 letnia, rezolutna, słodka dziewczyna, dla której jestem ciocią, więc może zakarbowałam sobie tę rolę cioci zbyt trwale i kupiłam obuwnicze odzwierciedlenie tego słowa?
Tak mi się mój nowy zakup kojarzy, pół żartem, pół serio, ale jestem w nim zakochana.
Są niezwykle wygodne, mięciutkie, dobrze wykonane, z mięciutkiej skórki, dodają mi kilku niezbędnych centymetrów, by nazywać się kobietą średniego wzrostu, no i przede wszystkim pasują mi do tej części garderoby, do której nie mogłam dobrać żadnych innych butów.
Jeśli miałyby być kolorem, to określiłabym je jako szare. Uwielbiam szarości. Zwłaszcza ostatnio.

Fotograf ze mnie marny, ale w czasie, gdy próbowałam zrobić sobie w nowych butach zdjęcie, odkryłam interesujące ujęcie, które nazwę artystycznym. Oto kilka przykładów:



 
Oto zaś dowód na to, że to ja jestem światłem:

  (nieudane zdjęcie tylko potwierdza boskość mojej osoby, będąc ze mną w oczywistym kontraście)

A tutaj za te wszystkie bluźnierstwa, od których mógłby mi kiedyś skołowacieć język (stukające w klawiaturę palce?), ja, zdekapitowana:


środa, 5 czerwca 2013

Me noob

Tuż po zapisaniu powyższych wypocin postanowiłam przejść się z psem na spacer i sfotografować świt. Idea piękna. Jak to wyglądało w praktyce. Odziałam się w buty i kurtkę (zimnica), wzięłam smycz, piesa, ucieszeni zjechaliśmy na dół windą, wychodzę na spacer... zapomniałam aparatu.
Pospacerowaliśmy, odstawiłam psa do domu, rozodziałam się co by się nie zgrzać, znalazłam wśród wypakowanych kartonów (przeprowadzka) aparat, ubieram się, wychodzę, uśmiecham się do widoku, na który spoglądam.. bateria w aparacie wyczerpana.

Będę polować na kolejny świt, naładowana myśleniem i z naładowaną baterią. Nic tak nie irytuje jak własna bezmyślność ;)

wtorek, 4 czerwca 2013

Drodzy blogowicze.

Po zastanowieniu się czym właściwie są blogi w społeczności internetowej doszłam do następujących wniosków.
Kryteria funkcjonowania takowych są podpięte pod pewne rangi, etykiety i ogół internautów się do onych dostosowuje. Rangi określają cel danego bloga a etykieta zostaje pod ten cel automatycznie podpięta. Celem może być chęć podzielenia się ze społecznością swoją pracą czy hobby, często nietypowym, chęć znalezienia sobie podobnych, również nietypowych uczestników życia wirtualnego. Wśród etykiet zajmuje ów cel dość wysoką rangę. Pokazujemy swoją wyjątkowość, intelekt, promujemy ambitne treści, szukamy wspólnego języka z ludźmi reprezentującymi nasz poziom.
Równą rangę zajmują blogi poświęcone jakiejś działalności, często charytatywnej, blogi promujące jednostkę, grupę (np zespół muzyczny), w końcu blogi osób uczestniczących w życiu publicznym.

Dalej w hierarchii znajdują się blogi szarego świata zwykłych ludzi i ich codzienności.
I nad tą grupą chciałabym się na chwilę zatrzymać, dlatego, że chcąc być jej reprezentantką mogę zostać zapytana: skoro pragnę prowadzić bloga o sobie, to dlaczego wybrałam do promocji swojej osoby akurat bloggera?

Na potrzeby mojego wywodu nazwę pierwszą grupę (której nadałam "wysoką" rangę) blogi o czymś, a drugą, do której wliczę siebie, blogi o niczym.

Pomiędzy obiema grupami zieje dość misterna i nie do końca przeze mnie zrozumiana przepaść. Całym sercem będąc za budowaniem, jeśli nie mostów, to chociażby ogniw łączących obie grupy, określiłam drugą dość pejoratywnie. Dlaczego?
Wśród blogerów z którymi miałam styczność, niekoniecznie piszących na blogspocie panuje przeświadczenie, że Blogger do czegoś zobowiązuje. Jest to przeświadczenie wyczuwalne podskórnie, nigdzie nikt nie mówi, że istnieją jakieś zasady blogowania, ale wyczuwalna jest granica pomiędzy tym, co się powinno bądź nie powinno pisać i przede wszystkim, gdzie się powinno pisać.

Bloguję od 2 lat.
Zakładałam bloga z myślą o tym, by był dla znajomych. Chcąc mieć z nimi kontakt również w rzeczywistości wirtualnej, stwierdziłam, że jest to całkiem przyzwoita opcja. Poszerzyłam grono swoich znajomych o naprawdę wartościowe jednostki, z którymi nadal pragnę utrzymywać kontakt, a które z powodu problemów technicznych trapiących naszą blogowa społeczność przenoszą się na Bloggera.

I tutaj powstaje wirtualny obraz mojego zdziwionego oblicza. Większość, o ile nie wszyscy znajomi, którzy się przenieśli, pokazali mi swoją mniej prywatną, a bardziej publiczną twarz. Twarz, która nie jest tą na pokaz, ale no właśnie. Gdzie jest ta twarz? Czyja to twarz? Oblicza wirtualne, które z jednej strony są mi bliskie, z drugiej, nigdy większości nie widziałam na żywe oczy, oblicza znane mi a jakby nie znane.

Dlaczego fakt przeniesienia się niesie za sobą konieczność zmiany wizerunku?
Przede wszystkim, to nie jest do końca zmiana, tylko selekcja, jakieś poczucie innej przynależności, do innej grupy i społeczności, pomiędzy którymi (tą starą i tą nową) zieje przepaść, której nie rozumiem.

Zatem, drodzy blogowicze.
Zamierzam zbadać ową przepaść i wystawić swoją prywatną twarz na widok publiczny. Całkiem możliwe, że nikogo nią nie zainteresuje, ale nie to jest dla mnie istotne. Pragnę mieć kontakt z moją swojską, "starą" społecznością i pragnę zachęcić nowo spotkane jednostki do swojej osoby, którą chciałabym pokazać w takim świetle, jakie pada na lustro w którym się przeglądam każdego dnia.

Pozdrawiam społeczność Bloggera, Gruszki.