Jerzy Tadeusz Mróz, Z cyklu "Miejsca" 03

piątek, 28 czerwca 2013

Łańcuszek

Nigdy nie brałam udziału w łańcuszkach i prosiłam o brak nominacji.
Przełamałam się jednak jakiś czas temu, w ostatnim czasie z przyjemnością odpowiedziałam na niezwykle ciekawie postawione pytania, które sklonuję poniżej.
Skąd idea?

"Nominacja do LIEBSTER jest otrzymywana od innego blogera w ramach uznania za „dobrze wykonaną robotę”. Jest przyznawana dla blogów o mniejszej liczbie obserwatorów, więc daje możliwość ich rozpowszechnienia. Po odebraniu nominacji należy odpowiedzieć na 11 pytań otrzymanych od osoby, która cię nominowała. Następnie Ty nominujesz 11 osób (informujesz ich o tym) oraz zadajesz im 11 pytań. Nie wolno nominować bloga który Cię nominował."

Niestety nie posiadam 11 osób, które bym mogła nominować, więc łamiąc zasady, zapraszam do zabawy wszystkich, w tym Ciebie Absyncie, autorkę nietuzinkowych pytań ;)
Odpowiedziałam już w komentarzach pod Twoim wpisem, ale nie wszyscy tam musieli zaglądać, więc odpowiem też tutaj, do wglądu:

Pytania absyntowe:
1. Z czym kojarzą Ci się muchomory? :D
2. Z czym kojarzy Ci się absynt? :D :D
3. Strzyga czy rusałka? :D
4. Co na śniadanie jedzą krasnoludki? :D
5. Czy istnieje elf bagienny? :D

druga część pytań, już bardziej na serio:
6. Przyroda - tylko życie biologiczne, chemiczne fajerwerki itd. czy nadajesz temu inne znaczenie?
7. Czy w Twoim otoczeniu, w rodzinie opowiadało się (nie czytało) tradycyjne bajki, ludowe "opowieści", legendy?
8. Archetypy Junga, który przemawia do Ciebie najbardziej - niewinny, sierota, wędrowiec, wojownik, męczennik, mag? A może wolisz po prostu trickstera? :)
9. Jaką postać z "mitologii"/demonologii słowiańskiej kojarzysz najlepiej?
10. Baśń (bajka) z dzieciństwa, która zapadła Ci w pamięć.
11. Czy wierzysz w absyntowe wróżki? :D :D :D

Odpowiedzi gruszkowe:
1. No teraz, to prawie już tylko z Absyntovą ;)

A wcześniej kojarzyły mi się z pewną leśną przygodą, którą przeżyłam jako smark. Byłam na obozie dla zuchów w pobliżu jakiejś wsi w województwie lubelskim (tylko tyle pamiętam). Obóz umiejscowiony był w budynku publicznym, zapewne w szkole, a jako że były wakacje, to oddali nam go pod wynajem. Budynek stał obok ogromnego lasu, a wiecie jaki świat wydaje się ogromny oczami dziecka. Podzieleni byliśmy na małe drużyny wewnątrz zuchowej grupy i przyjaciółką z mojej drużyny wybrałam się w czasie wolnym na spacer po owym wielkim i zakazanym lesie. To nie był jeszcze czas telefonów komórkowych, żadna z nas nawet zegarka przy sobie nie miała, tylko swoje nogi i głowę. Spacer, jak się okazało, trwał 3 godziny, a to dlatego, że się zgubiłyśmy. Właściwie to sam fakt zgubienia się został przez nas zauważony dlatego, że zrobiłyśmy się głodne. Starając się odnaleźć ścieżkę prowadzącą do naszego budynku błąkałyśmy się letnim przepięknym popołudniem po urokliwym lesie, gdy w pewnym momencie napotkałyśmy wspaniałego, dorodnego muchomora leżącego na skraju jednej z nich. Urzeczone urodą owego, postanowiłyśmy się udać dalej ścieżką, którą on wskazywał i dobrze uczyniłyśmy, bo ścieżka prowadziła do celu ;)
Kurtyna.

2. Ze znienawidzonym przeze mnie anyżem, ale przede wszystkim z bohemą francuską, wzgórzem Montmarte, z bardzo gustownymi lampkami i łyżeczkami do picia, z zadymioną nocną kawiarnią, z domorosłymi artystami wystawiającymi się na małych francuskich ryneczkach, niestety nie ze Szwajcarią, a prywatnie to z szałwią

3. Oczywiście, że strzyga.
Przede wszystkim, to ze względu na swoje zęby. Po drugie to kocham stworzenia nieurodziwe. Po trzecie dlatego, że wg wierzeń właśnie przez swoją odmienność, brzydotę, wynaturzenie była tępiona, zabijana. A ja się, jak już wspomniałam wyżej lubuję we wszystkim co nie pasuje do reszty.
No i przywodzi skojarzenia wampiryczne, a na linii wilkołak-wampir jednak przeważa u mnie wampir.
Krew?

4. Jestem przekonana, że żywią się wyłącznie papierosami, dlatego, nigdy nie uda im się urosnąć. To mit powtarzany dzieciom, że żywią się jak ludzie bądź w innej wersji, że skoro są bajowe i pozytywne to nie mogą jeść nic szkodliwego. Aczkolwiek krasnoludkom tytoń nie szkodzi. Jeśli by analizować ich rynek gospodarczy, to pod względem ekonomicznym mogłoby konkurować z ludzkimi plantacjami tytoniu, no i nie każdy to wie, ale jakościowo ich wyroby przypominają fajkowe ziele hobbitów.

5. Ja myślę, że w mrocznej puszczy mnóstwo było bagien.
Poza tym skąd niby mają taką piękną cerę jak nie z błotnych maseczek?

6.Na przyrodę składa się u mnie wszystko, co Kant by określił mianem przyrodoznawstwa ;)

7. Nie, nawet się ich nie czytało.

8. A to pytanie jest o tyle ciekawe, że odpowiedzi na nie mogłabym udzielić w co najmniej kilka sposobów. Co znaczy przemawia do mnie, wolę?
Jeśli mam patrzeć przez pryzmat tego, co myślę o Jungu i o samej klasyfikacji, to podobnie jak przy każdym szufladkowaniu będę podejrzliwa, ale tylko dlatego, że dominuje u mnie wędrowiec ;) Sam fakt, że się automatycznie klasyfikuje działa tutaj jednak na korzyść.
Jeśli bym miała ocenić, która z postaci jest bardziej trafna, prawdziwa? To znów mogłabym podzielić. Najwięcej spotkałam w życiu sierot, nieco mniej niewinnych, ale jak już byli, to zapamiętałam ich dobrze, wędrowcy żyli często w swoich pustelniach, a jako że sama nim byłam/jestem to się mijamy, z wojownikami mam bardzo przykre wspomnienia, a czarodzieje, jako że najbardziej ich podziwiam i cenię, to relacje z nimi miałam również trudne ;P
Tutaj bym odpowiedziała tak, nie co mnie najbardziej przekonuje, tylko co najmniej - sierota.

Jeśli bym za punkt odniesienia miała brać siebie, to oczywistym jest, że wędrowiec, ale łamany ostatnio na czarodzieja. Udaje mi się kroczkami walczyć ze swoimi słabościami i ewoluować w wyższe stadium :)

9. Będzie ich kilka, i to tych typowych: baba jaga, wilkołak, wiedźma, bies, kikimora, mamuny, wampir, południca i północnica...
Najbardziej lubię dwie ostatnie.

10. Mały klaus i duży klaus, królowa śniegu, bajka iskierki

11. Nie muszę wierzyć, jako niewierny Tomasz potrzebowałam dowodu i oto mam, Absyntova przecież ;P

                                    (zdjęcie skradzione Absyntowej, przerobione przeze mnie)


Gruszkowe pytania:

1. Jaką masz grupę krwi ;D
(wyjaśnienie - pytam o to wszystkich, takie małe zboczenie)
2. Dlaczego wg Ciebie pamiętamy przeszłość a nie przyszłość?
3. Jesteś w stanie przypomnieć sobie jakąś spotkaną przez Ciebie dziurę czasoprzestrzenną bądź pętlę czasową i jeśli tak, to jak wyglądały?
4. Czas fizyczny czy metafizyczny?
5. W jaki sposób myślisz: słowa, obrazy, dźwięk, a może wszystko razem bez wyraźnej dominanty?
6. Najciekawszy sen, który przytrafił Ci się na jawie.
7. Jak interpretujesz napotkane w śnie kataklizmy pogodowe?
8. Czym się wyróżniałeś/łaś jako dziecko
(proszę nie pisać, że niczym, każde dziecko się czymś wyróżnia ;p)
9. Spróbuj opisać najpiękniejsze wrażenie kolorystyczne jakiego doświadczyłeś/łaś.
10. Jakie jest Twoje zdanie o neuroestetyce?
11. Przekonaj mnie, że piękno ma przewagę nad brzydotą. 


13 komentarzy:

  1. O jaaa, fajnie :D Za zdjęcie, to wiesz, cmokam soczyście :D Przemyślę sobie te pytania i żeby już nie mnożyć bytów ponad miarę, odpowiem w komentarzu, dobrze?

    OdpowiedzUsuń
  2. Te pytania są tak ciekawe, że mam ochotę każdemu z nich poświęcić osobny wpis. Najbardziej chyba chcę odpowiedzieć na drugie. :>

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Całym sercem zachęcam do odpowiedzi w dowolnej formie ;) Cieszę się, że moje umysłowe dziwactwa są w stanie kogoś zainteresować.

      Usuń
  3. Raju, zabij mnie, poćwiartuj, zmasakruj piłą motorową! Byłam pewna, że wkleiłam tu odpowiedzi (zrobiłam sobie notkę), ale nie zrobiłam tego. Już wklejam w następnym komentarzu (komentarzach? - bo nie wiem czy się zmieści).

    OdpowiedzUsuń
  4. 1. 0
    2. W stylu zen będzie to tak: pamiętamy przeszłość, bo przyszłość nas nie pamięta :D
    3. Nie, no... dziury w całym nie znajduję :D Mam raczej panteistyczne poglądy na temat natury rzeczywistości, więc żadna dziura nie jest dziurą (lecimy nurtem metafizycznym hłehłehłe).
    4. Przemijanie jest bardzo fizyczne, zmysłowe, ale nie wiem czy czas ma tu coś do rzeczy. Wolę myśleć o czasie, jak o naszym sposobie postrzegania świata, więc ani fizyczny ani metafizyczny - nic na zewnątrz. Metafizyki w ogóle bym nie ruszała, bo XXI wieczna metafizyka - rzecz niebywale skomplikowana zważywszy na ładunek wieków przemyśleń i przewartościowań w tej dziedzinie. Kusi mnie, by posłużyć się autorytetem Kanta, którego nie znoszę, ale jego koncepcja czasu (i wspaniały tekst o zmyśle wewnętrznym) jest majestic :D Kusi mnie też Heidegger, ale już sobie daruję ;)
    5. Gdy zamykam oczy i mam kontakt ze światem na innych zmysłowych płaszczyznach, myślę obrazami. Gdy skupiam się na oglądaniu rzeczywistości, często czuję jej rytm i dopisuję do niej dźwięki, melodie, przypominam sobie motywy muzyczne. Gdy odcinam się od bodźców, zaczynam myśleć słowami, bardzo szybko i bardzo precyzyjnie - zakładam, że na zwiększonych obrotach mój mózg posiłkuje się głównie kęsami zdań, więc dominantą są słowa.

    OdpowiedzUsuń
  5. 6. Nie przypominam sobie snu na jawie z prawdziwego zdarzenia, chyba żeby brać pod uwagę te momenty, gdy jestem bardzo niewyspana i odczuwam prawdziwe, psychologicznie rozumiane odrealnienie :D Ale czy to jest jeszcze sen na jawie? Już sen po prostu.
    7. Dla mnie sen jest jak dzieło sztuki. Robimy we śnie to samo, co malarz czy muzyk... Jak interpretuje się sztukę? Jest sryliard poziomów, wytycznych, szkół i samego podejścia do interpretacji. Nie wspominając już o problemie jaki rodzi się, gdy interpretatorem jest twórca ;) Zazwyczaj, w przypadku przykrych, ale sensualnych przeżyć sennych, winę zwala się na organizm - pewnie jest w tym sporo racji.
    8. Jakoś specjalnie wyjątkowo się nie czułam, ale wiem, że otoczenie przypisywało mi różne "wyróżnienia". Nie ma sensu się tu nad tym rozwodzić. Bycie dzieckiem z łatką "wyjątkowości" wcale nie jest takie różowe i nie wspominam tego zbyt dobrze. Poza tym to wiele rzeczy, od zdolności matematycznych przez humanistyczne (bardzo szybko nauczyłam się czytać i pisać) po plastyczne. Jakbym miała tak od siebie powiedzieć, to myślę, że wyróżniały mnie dwie rzeczy: podejście do przyrody i ilość przeczytanych książek :) Wakacje spędzałam na całkowitym zadupiu mazurskich, jeździło się na wieś. Wszystkie żyjątka małe i duże zawsze wzbudzały we mnie ciekawość i tkliwość i tak już mi zostało. Jeśli chodzi o książki, to chłonęłam wszystko jak gąbka. Czytałam i powieści i rodzicielskie książki z zakresu medycyny (no, głównie te z obrazkami, trzeba przyznać) i przyrodnicze. Sporo tego było.
    9. Nie jestem kolorystką heheh Mogę opisać światło, nie opiszę koloru. Mogę opisać linie, kształty - kolor ma dla mnie głównie znaczenie dekoracyjne. Światło głównie, ale postaram się - najpiękniejsze wrażenie: leżenie latem na tarasie mazurskiej hacjendy. Hacjenda zarośnięta jest bardzo wysoko winoroślą. Duże liście są dość ciemne i grube, młode pędy soczyściezielone. Słońce przeświecające przez te liście osiada na skórze takim rozchichotanym złoto-zielonym piegowaceniem, a gdy spojrzysz przez różnozieloniaste, żółtozieloniaste winorośla widać błękitne niebo i różowo-szare chmurki.
    10. Moje ogólne zdanie o jakiejkolwiek estetyce jest raczej złe. Mam uprzedzenia, proszę mi wybaczyć. Spotkałam samych durnowatych estetyków i żadnego autorytetu z tej dziedziny. Na te same zagadnienia wolę patrzeć okiem krytyka sztuki, teoretyka sztuki, kulturoznawcy lub antropologa (ewentualnie kognitywisty, jeśli ktoś mnie zmusi, ale jako buddystka raczej też się wypnę ;)).
    11. Cóż, w kategoriach urody z pewnością ma piękno przewagę nad brzydotą ;) O ile ufamy obiektywnemu postrzeganiu tych spraw. W kategoriach atrakcyjności już zaczynają się niuanse, a my schodzimy nawet z poletka doznań estetycznych. Dalej jest jeszcze ciemniej... Istnienia krasnoludków się nie udowadnia, można w nie wierzyć ;)

    Wiara w przewagę piękna jest kojąca. Praktykuję.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam ten sam problem z odpisywaniem. Już kilka razy bym sobie dała głowę uciąć, że skomentowałam, a tu guzik ;)
      Problemem też są znikające odpowiedzi, pod Waszymi komentarzami pod postem. Wiem, że na 100% zamieściłam notkę, która po kilku dniach się ulotniła. Odpisuje generalnie na wszystko, czasem po czasie, ale zawsze, więc komentarze bez odpowiedzi, są tymi zaginionymi właśnie.

      Bardzo się cieszę, że się łańcuszkiem zainteresowałaś. Cieszą mnie wszelkie alternatywy, na które ja bym nie wpadła, lub których uzasadnienia nie widzę sensu robić, póki ktoś nie poprze ich tak, że brzmią sensownie i skłaniają do pomyślenia. Mało co tak utwierdza w swoich przekonaniach jak starcie się z przekonaniami przeciwnymi ;)

      Na kilka Twoich odpowiedzi podejmę dialog:
      3. Sama bym z przyjemnością swoją ankietę wypełniła, ale wydaje się to gorszą wersją "lubienia" swoich komentarzy, linków czy wpisów (jest taki odpowiedni demot ukazujący lwa liżącego się po jajkach ;P), ale tutaj odpiszę w ten sposób.
      Czarne dziury spotkałam i nijak mają się do szukania dziur w całym. Są raczej dodatkową materią, która pojawiła się znikąd, do nikąd nie prowadzi i nie wiadomo kiedy pojawia się i znika. Myślę, że każdy zna taką dziurę w postaci stwora mieszkającego w pralkach i zjadającego jedną skarpetkę z pary, czy tego potwora, który wyrzuca kostkę od gitary do sąsiedniego wymiaru, jak spadnie ona przez przypadek na dywan.
      Myślę, że można wszelkie te złośliwce zakwalifikować do jednej wielkiej czarnej dziury i bardzo bym chciała znaleźć jakieś logiczne łatki, które by zaszyły ich istnienie.

      4. Przymierzam się do napisania grubszej rozprawy na temat czasu właśnie od całkiem dawna, więc szukam jak najwięcej interpretacji i przemyśleń, więc zachęcam do dzielenia się wszelkimi informacjami, ale z Tobą chyba wymieniłam już podobną notkę, która zawierała właśnie informacje o fenomenologach.

      7. Skojarzenie bardzo trafne, ciekawe o tyle, że nie spotkałam się z takim wcześniej.
      Ja traktuję sen bardzo standardowo, jako osobny wymiar przeżyć wewnętrznych. Moje sny są nad zwyczaj logiczne, poukładane, mające sens nawet po przebudzeniu i przypomnieniu sobie wszelkich ciągów przyczynowo-skutkowych. Trudno mi zatem traktować je jak dzieła sztuki. Są na pewno bardzo interesującym tworem umysłowym, ale brakuje mi tu możliwości podzielenia się z kimkolwiek tymże dziełem, więc sztuka.. no nie opisuje najlepiej to, czym dla mnie jest to przeżycie.

      9. Tego typu wspomnienia kojarzą mi się ze starymi fotografiami, zawsze, nawet czytając cudze opisy takich przeżyć kolorystycznych, widzę je jak fotografię i nadaje im typowy fotograficzny "filtr" w swoim wyobrażeniu o takich postrzeżeniu.

      10. Ha! No to mam wyzwanie, bo estetyka jest jedną z alternatyw w których widzę się w przyszłości ;D

      11. Trudniej jest, gdy piękno upatruje się w brzydocie i gdy nijak nie da się tu mówić o obiektywnym postrzeganiu urody.
      No, ale skrzywienie, jak to skrzywienie, nie dotyczy ogółu, nie może być też wyznacznikiem ogólnej zasady.
      Nadal jednak nie czuję tej przewagi :)

      Usuń
    2. Podyskutujmy dalej :D
      3. Widzisz, można pomyśleć mniej fizykalnie, bardziej po buddyjsku, odwołać się do jaźni i innych nie utrafiających w sedno terminów - tak, czy inaczej ogólny przekaz jest taki, że światy alternatywne nie muszą istnieć w równoległym wymiarze, tylko na zupełnie innych zasadach ;)

      4. Naprawdę gorąco polecam ten tekst Kanta, jest dostępny w przekładzie, na przykład tu: "Studia Filozoficzne" nr 6/1987. To czysta perełka, Kant niczego tak dobrego (moim zdaniem, kantyści by mnie zabili i zjedli serwowaną na jednej z "Krytyk") nigdy wcześniej ani później nie napisał jak ten surowy, brzydki fragment (chociaż styl to on i tak miał mało finezyjny heheh).

      7. No i wychodzi nieszczęsna estetyka :D W klasycznej estetyce najczęściej podejście jest takie, że artysta najpierw uczestniczy w jakimś świecie idei, a potem dopiero przekłada je na język sztuki. Nie każdy to potrafi (talent) i już myśląc bardziej współcześnie, nie każdy ma dostęp do wiedzy na temat tego systemu znaków, tak to nazwijmy. Można to porównać ze snem, gdzie każdy ma wystarczający talent (mielibyśmy mieć gatunkową, powiedzmy, bo szympansy itp. nieco komplikują sprawę, zdolność do twórczości) i wystarczający zasób wiedzy/znaków, by dokonać aktu twórczego. Taki akt twórczy byłby raczej dziełem otwartym (przez to brak jednoznacznego odczytania, na pewno) i niekomunikowalnym. I tu jest właśnie różnica między sztuką i snem. To w żaden sposób nie gryzie się z Twoją intuicją, że sen jest czymś, co w takim kształcie, w jakim tego doświadczamy pozostaje ukryte przed jakąkolwiek inną świadomością, nieprzekazywalne. Tu jesteśmy przy semiotyce. Mój wykładowca semiotyki swego czasu zarzucił nam temat snu i sobie dysputowaliśmy dość produktywnie. Nawet potem sama wyprodukowałam pracę porównującą w jakimś stopniu sen i dzieło sztuki. Tu wchodzi w grę też psychologia czy neuroestetyka - nasza psyche, o czym pisali "starożytni" psychologowie w typie Freuda, w trakcie snu uwalnia się powoli (jakby opadały z niej zasłony) z narzuconych, kulturowych przyzwyczajeń. Zawsze coś z nich zostaje, aby uporządkować ten chaos treści sennych, ale robimy to na puszczonych hamulcach :D Sny są bardzo logiczne, bo mają swoją własną logikę, pełnia racjonalności, ale jednak odporna na tłumaczenia zdroworozsądkowe gdzieś, gdzie chcielibyśmy rozumieć całość. Zamiast nich pojawiają się emocje, które są porządkowane za pomocą sennych przeżyć. Stąd ciężko jest sen interpretować jednoznacznie, nawet uberlogiczny. Możemy znać powiązania przyczynowo-skutkowe względem elementów snu, ale ciężko jest zupełnie trafnie wyprowadzić te relacje na zewnątrz, powiązać z naszym światem "dziennym". :D Ależ mnie zmuszasz do filozofowania :D

      Usuń
  6. 10. Z czystym sumieniem mogę powiedzieć, że estetyka bardzo przypomina fizykę. Tak, jak w systemie nauk przyrodoznawczych/ścisłych (zależy jak sobie klasyfikujemy ;)) fizyka jest tą nauką, której tezy zależą od, powiedzmy, wiedzy powszechnej (stopnia rozwoju nauki jako takiej?) i empirii, tak samo jest z estetyką w zakresie nauk filozoficznych. Oznacza to, że fizyka jest mniej uniwersalna niż matematyka (a ta też przecież zmienia swoje paradygmaty), nie tylko dlatego, że w większym stopniu zależy od tego, co wiemy o wszechświecie, ale przede wszystkim dlatego, że zależna jest od empirii, a przez to od aparatu poznawczego. Krótko mówiąc - musi brać pod uwagę też wiedzę o aparacie poznawczym (tu zaczepiają się kwestie udziału obserwatora w fizyce kwantowej, nie?). I podobnie jest z estetyką. Można więc powiedzieć, że "starą" estetyką należy się zajmować bardziej historycznie, pod tym kątem. Tylko tak da się wydobyć to, co w ograniczonym zakresie (podobnie jak z mechaniką klasyczną) jest uniweralne. Pewne zjawiska się niestety już wymkną klasycznej estetyce. Współczesna estetyka może za to pięknie budować nowy paradygmat i nawet przerzucać mosty między nowym i starym. Semiotyki, neuroestetyka, takie sprawy... To się nadaje do łapania zjawisk z uwzględnieniem naszej nowej wiedzy na temat poznawania, której nie mieli w XVIII czy XIX wieku. Problem w tym, że niestety, ale w Polsce estetycy najczęściej siedzą w historii filozofii, ale się do niej nie ograniczają, chcą się zajmować estetyką jako samodzielną nauką dotyczącą zjawisk współczesnych, wykopują trupa estetyki klasycznej, gdy mogliby tylko sobie postawić jej pomnik (okrojony do tego, co uniwersalne )jako autorytet, ale główkować przy tym bardziej samodzielnie. Siedzą też w katedrach aksjologii, oderwani od współczesnej nauki. Najciekawszych estetyków znajdziesz tam, gdzie są pozornie nieestetyczne tematy: w katedrach teorii poznania albo poza filozofią, na wydziałach sztuki, na kulturoznawstwie, etnologii, tam, gdzie jest kontakt z empirią, a nie książkami ;) Oni zazwyczaj nie nazywają siebie estetykami :D

    OdpowiedzUsuń
  7. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  8. 11. Jeśli rozróżnimy "urodę", "piękno", "atrakcyjność", to wszystko gra. A gdzie przewaga? Piękno i brzydota to klasyczne terminy będące swoimi antytezami, tak klasyczne, że już pod koniec XVIII wieku zaczęto mieć wątpliwości i powstał termin "wzniosłości", żeby nazwać jakoś zjawiska innego typu. I wtedy okazuje się, że układzik się komplikuje ;) Nie sądzę jednak, żeby kiedykolwiek brzydota mogła być piękna. Może być atrakcyjna (z różnych powodów, nie musi chodzić o gust), interesująca. To raz. Albo poza tą dualnością piękno-brzydota dochodzi do takiego scalenia, że ciężko się posłużyć którymś z tych terminów - zaczynamy metaforyzować, używamy przybliżeń, opisów, pojęcia same nie wystarczają ("widzieć piękno w brzydocie", się mówi).

    W świecie przyrody piękno utożsamiane z urodą (czy raczej zastępowane przez nią) ma przewagę bardzo czystą, ewolucyjną ;) Można powiedzieć, że jest biologicznie atrakcyjne. Z drugiej strony, nadal uczestniczymy w tym świecie też tak, jak sztuce/kulturze i mamy swój gust, upodobanie, wchodzą inne, niebiologiczne wartości. Wtedy nie tylko zaczynamy oddzielać piękno od urody, ale nawet sama uroda staje się dyskusyjna, dyktowana innymi sprawami, kulturowymi, subiektywnymi.

    Najciekawsze, że w świecie przyrody też znajdujemy takie czyste, klasycznie rozumiane piękno, bez udziału biologicznej atrakcyjności, powiedzielibyśmy, że biologicznie bez znaczenia. Na przykład grzebiąc mikroskopem w substancjach chemicznych, jakie piękne są hormony! Albo patrząc na płatki śniegu, na kryształy w odpowiednim powiększeniu. Wtedy przychodzi człowiekowi do głowy myśl o tym, że świat pod tym kątem musiał być zaprojektowany przez jakiegoś Artystę. To krótkotrwała myśl, ale bardzo koi.

    Tak czy inaczej można mówić o pięknie, ale nie o jego przewadze. Raczej o odporności. A w przewagę warto wierzyć (a nie wiedzieć o niej), dbać o urzeczywistnianie na skalę swojej osoby, swojego świata. To taka wiara dopiero zdolna jest tę przewagę piękna stworzyć. Ba, podejrzewam, że właśnie pozwala dostrzec je tam, gdzie inni go nie widzą ;)

    OdpowiedzUsuń
  9. I tak mi się jeszcze pomyślało: piękno wydaje się w świecie przyrody strasznym marnotrawstwem (szczególnie to niewidoczne gołym okiem), jakby nadmiarem, które ktoś rozrzucił zbyt hojną ręką. To szalenie piekąca myśl! Jakby specjalnie dla nas, a jednak nie biorąc nas pod uwagę, pozostawiając maluczkimi, zagubionymi w tym wielkim wszechświecie...

    OdpowiedzUsuń
  10. Pozwól, że zanim odpiszę, zastanowię się chwilkę ;)
    Gdyby myśli można było przekazać bezpośrednio! Gdyby można je jeszcze było przekazać dokładnie w tej formie w jakiej my je widzimy ;D ale ale, dość filowania, bo potrzebuję najzwyczajniej czasu na wyciągnięcie esencji z kotła, który gotuje się w mojej głowie w formę zgrabnej odpowiedzi.

    Z chętnią zajrzę wcześniej do wspomnianego przez Ciebie tekstu Kanta, gdyż zdecydowanie bardziej przemawia do mnie jego koncepcja czasu i jego sposób myślenia i udowadniania (jakkolwiek surowy w stylu by nie był. Ale za to ta drobiazgowość, te mapy, zakamarki i szufladki, połączone w schemat! Chociaż myślę, że Kantyści też by mnie mimo wszystko zjedli ;)), niż tego co znalazłam przed nim, bądź po nim. Czas jako przeżycie wewnętrzne, czas w ogóle jako bycie, czas będący bramą łączącą drogi, czas stricte chrześcijański, typowo europejski i wreszcie czas jako wymiar, zarówno fizyczny, jak i metafizyczny. Spośród tych głównych koncepcji Kant przemawia do mnie najpełniej.

    Czekam z niecierpliwością na Twój kącik filozoficzny, choć kusi mnie by sama coś podobnego prowadzić, choć w innej nieco formie ;)
    Dlatego może, będąc w obecnym etapie życia, jak słusznie zauważyłaś "zmuszam" ludzi do filozofowania ;D Świadomie, podświadomie, mimochodem, bądź otwarcie zachęcam do tego, i świat będzie się z tym musiał pogodzić.

    Wszystko to przez mój brak podzielności uwagi. Osobny wpis temu poświęcę, by wyjaśnić czemu. Ale to wieczorkiem, po obiedzie, po obowiązkach, po tym jak już ogarnę czas i przestrzeń, która się niemożliwie gubi u mnie ostatnio w związku z jej nadmiarem :P

    OdpowiedzUsuń